Piotr Filip (1963): Urodziłem się na kilka tygodni przed zamachem na Kennedy’ego, który obiecał ludzkości księżycowy spacer. Widziałem też pierwszy krok człowieka na księżycu, choć jeszcze nie umiałem docenić wagi tego wydarzenia.Jeszcze żyli Miłosz i Szymborska; Andrzej Wajda miał dopiero nakręcić swoje najlepsze filmy… Jeszcze żyli Hemar i Przybora, jeszcze żył Młynarski, a Jacek Kaczmarski miał dopiero sześć lat… Pamiętam wyczyny Hansa Klosa i czterech pancernych; pamiętam „Zwierzyniec”, „Ekran z bratkiem”, Bolka i Lolka oraz Kaczora Donalda. Ten ostatni zawsze emitowanybył w święta;oglądało się go w czarno-białym polskim telewizorze marki„Lazuryt”. Pamiętam dokładne czerwony rowerek „Bobo”, ponieważ koledzy z podwórka mieli rowerki niebieskie i tym się właśnie różniliśmy… Jeszcze pamiętam dokładnie, jak w Ośrodku Teatru „Warsztatowa” rozmawiałem z Tadeuszem Łomnickim…
Dla dzisiejszych pięćdziesięciolatków i pozostałych, wcześniej urodzonych, czasy PRL różniły się od obecnych również tym, że wówczas można było wbiec na czwarte piętro szybko, bez zadyszki i na jednym oddechu, a dzisiaj trzeba zakładać obóz wysokościowy na każdym półpiętrze.Takie refleksje towarzyszą mi, kiedy oglądam zdjęcia roześmianych, radosnych osób uczestniczących w koncertach, wystawach, imprezach sportowych. Wyrwane z kontekstu fotografie niby wiele mówią, ale za chwilę – upłynie jeszcze trochę czasu – będą tajemniczymi wyrywkami z przeszłości, a dla najmłodszych prehistorią; jak dla mnie zdjęcia tramwajów na tarnowskich ulicach.
Sądzę, że aparat fotograficzny ułatwił nam zatrzymanie się w czasie i wielka mu za to chwała. Ale też te zatrzymane w czasie obrazy wywołują ogromną nostalgię: tęsknotę za minionymi latami, kiedy byliśmy młodzi, zdrowi i piękni. Uświadamiają, że wskazówki zegara nieubłagalnieodmierzają kolejne minuty, godziny i miesiące, coraz bardziej oddalając i zacierając w pamięci to, co zdarzyło się kiedyś…